Zgodnie z zapowiedzią wracamy do historii z nieodległej przeszłości. Czasem jest tak, że zbieram się do napisania tekstu, czas mija i wydarzenie staje się coraz mniej aktualne aż w końcu staje się nieaktualne. Tak już jest. Ucieka dzień po dniu.
Ponad rok temu wybraliśmy się do Rumunii na wystawę Łukasza Jastrubczaka pt. Mirage w Galerii Sabot. Łukasz jest artystą Galerii Pies, znamy się od liceum, dziwnym trafem chodziliśmy do jednej klasy.
Galeria Sabot znajduje się w Klużu. W Rumunii sytuacja jest uproszczona, gdyż prawie wszystkie interesujące rzeczy, jeśli chodzi o sztukę współczesną, znajdują się w jednym mieście, a nawet w jednym budynku. Budynek nazywa się Fabrica de Pensule, co oznaszy „fabryka pędzli”. W czasach Nicolae Ceausescu była to właśnie fabryka pędzli, a teraz, z inicjatywy Darii Pervain (która jest szefową galerii Sabot) pojawili się tam artyści i galerie. Pracownie mają tam Cyprian Muresan, Adrian Ghenie, Sarban Savu, Radu Comsa i jeszcze kilkunastu innych twórców, którzy kształtują świat sztuki w tym interesującym kraju.
Oprócz galerii Sabot w budynku znajduje się również słynna galeria Plan B
oraz jeszcze kilka innych, mniej sławnych, które nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Galerie te wyglądają bardzo porządnie, tak jak na zachodzie Europy, czyli generalnie lepiej niż u nas.
galeria Plan B |
galeria Peles Empire Galeria Laika |
wystawa Łukasza |
Daria i Adrian Ghenie Daria ze słynną modową blogerką z Polski |
Łukasz, Alice, Dorota, Gosia, Ecaterina |
W budynku pozostało kilka tablic przypominających o zasadach BHP w fabryce.
Jest również ta piękna gablota. Plakat ostrzega przed używaniem zniszczonych narzędzi. Obok te narzędzia się materializują, na dole są złe, zniszczone (których nie wolno używać) a na górze były dobre, niezniszczone. Ktoś te dobre ukradł, został po nich tylko słabo widoczny ślad.
Jedzenie.
W Rumunii jest bardzo dobra pizza, generalnie włoskie jedzenie jest dużo lepsze niż u nas. Rumuńskie jedzenie nie jest tak dobre, choć może to być kwestia szczęścia oraz gustu.
Oto najgorszy obiad roku 2011 w kategorii "na mieście":
Flaki, ale zabielane. Słabo znam język rumuński, więc przez pomyłkę zamówiłem. To danie mogłoby być pewnie dobre, ale tak gdzie byliśmy nie było. |
Wybraliśmy się też na obiad do hotelu Belvedere. Placówka ta najlepsze czasy ma już za sobą, hotel był niemal pusty.
Wewnątrz nie wolno robić zdjęć. |
Artyzujące zdjęcie w restauracji hotelowej.. |
Pomimo tego, że byliśmy jedynymi gośćmi luzowana noga z kurczaka była przypalona. Nie było to smaczne, a mimo to zjadłem prawie wszystko. Kelner chciał dokonać przestępstwa skarbowego i nie wydrukował paragonu, jednak poprosiliśmy go, żeby go jednak wydrukował. Było nawet dość drogo.
a na koniec wielki rumuński ekler
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz