czwartek, 16 grudnia 2010

plakat




















Z wielką radością prezentujemy sylwestrowy plakat. Jest srebrny.
W jego stworzenie zaangażowała się Ewa Klepacz, Monika Szydłowska, ja, pracownia offsetu poznańskiej ASP (a w zasadzie UA) oraz nieznany z imienia projektant swetrów firmy Bizi Knits.

zapraszamy na sylwestra.

Sylwester!!!




















SYLWESTER W GALERII PIES
wstęp: do 20 grudnia 20 zł, do 31 grudnia 31 zł

w cenie smaczny poczęstunek, tani bar.
wystąpią m.in. De Mono, Varius Manx, DJ Piniak z Warszawy, Mafia, Kasia Kowalska, Sting.

Obowiązują stroje wieczorowe.

kontakt:
tel: 603 899 242, 502 274 031

Wpłaty można dokonać przelewem na konto w tytule podając imię i nazwisko, bądź komuś z galerii osobiście.

dane do przelewu na stronie galerii www.galeriapies.pl

zapraszam!!!

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Budapeszt

Mimo tego, iż z Budapesztu powróciliśmy dobre dwa tygodnie temu, nie mogłem się zebrać do napisania relacji. Nie było nadmiernego szału. Wszystkie niemiłe rzeczy, które nas spotkały mam na zdjęciach. Oto one:













Obiad w Mucsarnogu (coś jak u nas Zachęta), strasznie suchy kurczak z olbrzymią ilością bardzo niesmacznych żółtych kulek (nie wiem co to było). Nie bylo co prawda drogo, dostaliśmy nawet deser (też bez szału) i dużo wody, o której kilka dni później, w dość przypadkowych okolicznościach, dowiedziałem się, że była z kranu (ponoć na Węgrzech można pić z kranu, ale mimo wszystko)


















Asystentka galerii Zuza wzieła ususzona pierś z kurczka na tle bardzo niedobrego ryżu. Kolejna niedobra rzecz która nas spotkała to wielkie łapy autorstwa Małgorzaty Warlikowskiej na które musiałem patrzeć, gdyż znajdowały się w moim bliskim otoczeniu.
Łapy na tle obrazu o Dżingis-chanie:













A oto tekst towarzyszący Łapom:
Instalacja EAT YOUR BRAIN to mój osobisty protest przeciwko wszechogarniającej nas żądzy posiadania ładnego domu, ładnego życia, ładnego tyłka… To artystyczne świadectwo mojej bezsilności wobec konsumpcjonizmu współczesnego świata.
Było tez sporo śmiesznych rzeczy.
to:













to:





















i to:













Nie mogło zabraknąć ciekawostki z pola sztuki, oto obraz, który na pierwszy rzut oka wygląda jak praca A. Modiglianiego:


















A tymczasem okazuję się obrazem Elmyra de Hory z ok 1960 roku (zdjęcie niestety nieostre).














Copy is a hommage.

A jeśli chodzi o jaśniejsze momenty:
ładne stoisko galerii Kisterem z Budapesztu













na którym można było zobaczyć prace m.in Gyorgy'ego Jovanovics'a
oto piękna praca tego artysty z Ludwig Museum:














Na koniec najprzyjemniejsze rzeczy:
Wycieraczka z rzadkim motywem pandy:













oraz dzieło Łukasza Jastrubczaka, które pokazywaliśmy:













Dziękuję Instytutowi Polskiemu w Budapeszcie a w szczególności Timei Jerger za wszelką okazaną nam pomoc.


sobota, 11 grudnia 2010

remont

W galerii trwa remont (przed zbliżającym się Sylwestrem i wystawą Gosi Szymankiewicz), pracom remontowym przewodniczy, można tak powiedzieć, Jarosław Kubiak, student wzornictwa przemysłowego na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym (dawniej ASP).

Jarosław ochoczo wziął się do pracy:


























































A oto efekt:


piątek, 10 grudnia 2010

Koparka

Po wernisażu tradycyjnie poszliśmy do Kisielic (poznańska knajpa na ul. Taczaka 20).
Po długich dyskusjach na temat sztuki oraz mieszczaństwa (któremu dr P. Bernatowicz dawał przez cały wieczór wyrazy niechęci) Małgorzata Rej - sympatyczna absolwentka poznańskiego ASP odjechała koparką śnieżną.










































































































czwartek, 9 grudnia 2010

PPS

Otwarcie wystawy Rafała Jakubowicza mamy już za sobą. Wkrótce zdjęcia z otwarcia (wkrótce również relacja z targów w Budapeszcie, jeszcze się nie otrząsnąłem i nie mam dystansu).

Tymczasem przytaczam mój tekst oraz dokumentację z najnowszego projektu tego dzielnego artysty:

Post Post Scriptum o trzeciej wystawie Rafała Jakubowicza w Galerii Pies.

W Poznaniu już dawno zaczął się sezon wystawienniczy, nawet galeria Starter otworzyła wystawę. Tymczasem Pies, z dużym poślizgiem, rozpoczyna sezon pokazem Rafała Jakubowicza PPS. Towarzyszące galerii już od dobrych dwu sezonów uczucie wyczerpania i melancholii emanuje również z wystawy Jakubowicza.

PPS jest kontynuacją wystawy SP/PS, która zrealizowana była w galerii Le Guern w Warszawie i Centrum Sztuki WRO we Wrocławiu. Rysunek, który stanowił ilustrację do jednego z tekstów Jerzego Ludwińskiego posłużył Rafałowi do stworzenia neonu.

Tym razem, na wystawie PPS Rafał pokazuje pracę „Dziara”. Dziara to wytatuowany na prawej ręce zygzak, ostatnia linia ze schematu Ludwińskiego. Dziara, poza swoim, dość przecież specjalistycznym kontekstem, jest bezsensownym bazgrołem, którego ten całkiem jeszcze młody artysta nie pozbędzie się do końca życia. W czasopiśmie „Świat Tatuażu” gest Rafała byłby kompletnie niezrozumiały, mimo tłumaczeń, a nawet dość długiej już tradycji wykorzystywania tatuażu przez artystów współczesnych.

Napotkałem ostatnio w Krakowie koleżankę, studentkę prawa. Nie interesowała się sztuką. Próbowałem jej wyjaśnić zawiłości sztuki współczesnej, o co z grubsza chodzi np.: appropriation art, co Duchamp miał na myśli itd. Powiedziałem jej, że artysta ma prawo uznać, że dany przedmiot czy zjawisko (niekoniecznie wykonany przez niego samego) jest sztuką. Nie ma tego prawa ani widz, ani krytyk. Napotkana w Krakowie koleżanka spytała czy wobec tego istnieje ktoś kto ma prawo uznać, że dany przedmiot czy zjawisko uznany wcześniej przez artystę za sztukę tą sztuką nie jest.

Artysta musi mieć oparcie w świecie sztuki, gdyż poza nim, traci tę cudowną właściwość czynienia ze zwykłych przedmiotów artefaktów. Schemat Ludwińskiego obrazuje w jaki sposób sztuka rozpływa się w rzeczywistości, uzyskujemy signifiant, którego signifié rozpłynęło się zupełnie i może stanowić już wszystko.

Czy wobec naszego zagubienia, ktoś może sprawić, że fontanna stanie się znowu pisuarem z fabryki Roberta Mutta a tatuaż na ręce Rafała szczerze spodoba się jego znajomym i rodzinie?

Ostatecznie jego tatuaż jest podstawową moleskułą plastyki – zygzakiem, a cała długa droga od schematu Ludwińskiego, przez wystawę SP/PS od PPS prowadzi nas do rudamentarnych form języka sztuki, które znamy i lubimy od najwcześniejszego dzieciństwa.


































Dziękuję za uwagę.

niedziela, 21 listopada 2010

Budapeszt

Jedziemy na targi sztuki do Budapesztu. Jest to wszystko dość niejasne. relacja niebawem!

niedziela, 14 listopada 2010

Odwiedziny

Podczas mojego dość długiego pobytu w Krakowie odwiedziłem Marcina Maciejowskiego, znanego i cenionego malarza, współtwórcę (nieistniejącej już) grupy Ładnie i redaktora Słynnego Pisma we Wtorek. Po jego wystawie retrospektywnej w Muzeum Narodowym w Krakowie mówi się o nim jako o drugim Matejce. Pamiętajmy, tytułu tego nie otrzymuje przecież każdy, kto miał retrospektywę w MN w Krakowie, przecież nie tak dawno temu była tam wielka prezentacja M. Abakanowicz i nikt nie mówi o niej jako o Matejce.

W ramach cyklu zapomniane wystawy w Galerii Pies przypomnijmy wszystkie wystąpienia Marcina Maciejowskiego.

Marcin Maciejowski trzy lata temu zaszczycił Galerię Pies indywidualną wystawą (która potem została przeniesiona do nieistniejącej dziś galerii Artpol).
Oto jedno ze zdjęć z tej wystawy:

















a tu dokumentacja z Artpolu

To nie koniec! Występował również na wyjazdowej wystawie Psa w również nieistniejącej już galerii Delikatesy "Książka w sztuce i kulturze polskiej".


Praca przedstawiająca Marcina Świetlickiego była umieszczona w biurze Galerii. Przypomnijmy, Delikatesy były nie tylko galerią, ale również wydawnictwem, księgarnią, sklepem z dizajnem, a nawet w pewnym momencie prawie kawiarnią. Krótko mówiąc w biurze bardzo dynamicznie się pracowało. Świetlicki z portretu spozierał z pogardą (a przynajmniej brakiem sympatii) na wydarzenia w biurze.

Podczas wystawy w Delikatesach pokazywana była również gablota z bardzo wczesnymi obrazami Marcina. Ta sama gablota stała później w Muzeum.







































Marcin brał również udział w wystawie "Ostatni dzień lata",
o wystawie można przeczytać tu (sam o swojej własnej wystawie musiałem napisać do czasopisma artystycznego) http://obieg.pl/prezentacje/15821



























Marcin Maciejowski, Artysta artysta, krytyk krytyk, 2008, w rysunki w ramach

a tu opis pracy Marcina:
"Praca Marcina Maciejowskiego, jedyna, która w bezpośredni sposób dotyczy krytyki. Na dwu rysunkach (oprawionych w odpowiednio w złotą i czarną ramę) znajdują się słowa i wyrażenie charakterystyczne dla słownika artystów oraz krytyków. Marcin przydaje krytykom złotą ramę, artyści dostali skromną - czarną. Praca ta znajduje się w kolekcji Galerii Pies, bardzo nam na niej zależało, gdyż zdjęcie, które posłużyło do realizacji rysunku zostało zrobione właśnie w Galerii Pies podczas wernisażu wystawy Marcina Maciejowskiego w czerwcu 2007 roku (znajduje się na nim autor wraz z Basią Bańdą). Na drugim rysunku przedstawiony jest Adam Mazur (choć niespecjalnie podobny) oraz Piotr Bernatowicz (bardzo podobny). Gest autora, który zamówił ramy do prac, jest ironiczny."

Duża część wypisanych sformułowań i zdań pochodzi z bloga Kuby Banasiaka, kiedyś krytyka (wcześniej malarza, współtwórcy fragmentaryzmu), obecnie wydawcy i galerzysty.

Marcin ma szczególne zamiłowanie do tekstów Kuby, oto zdjęcie swobodnie majtającej się po pracowni kartki formatu A4.















Niebieskim długopisem podkreślone jest zdanie, które pochodzi ze szczerej rozmowy Adama Mazura i Jakuba Banasika na łamach czasopisma Obieg.


sobota, 13 listopada 2010

Wystawy

Sezon artystyczny już dawno się rozpoczął, a w poznańskiej siedzibie Galerii Pies nic się nie dzieje. Oczywiście pozornie! (o czym później). Galeria zainaugurowała sezon wystąpieniami wyjazdowymi, możemy więc zobaczyć: wystawę Łukasza Jastrubczaka "Wszystkie prace z kołem" w krakowskiej Galerii ZPAFISKA (www.zpafiska.pl), oraz wystawę Marty Tomasik pt: 00;38,45,02 we wrocławskiej galerii Emdes. Obie galerie są bardzo przyjemne. ZPAFISKA to niewielka (oczywiście pozornie) galeria na ul. św. Tomasza w Krakowie prowadzona przez: Karola Hordzieja, Tomasza Gutkowskiego i Piotra Lelka, oraz asystentkę galerii Agę Olszewską. ZPAFISKA zajmuje się również organizacją wielkiej imprezy pod nazwą "Miesiąc fotografii w Krakowie". ZPAFISKA rozwija się i już za chwilę będziemy mogli zobaczyć ich stoisko na najważniejszych targach fotografii w Europie ParisPhoto.

Wrocławska Galeria Emdes prowadzona jest przez Kamila Moskowczenko i Piotrka Blajerskiego. Mają bardzo ładną czterosalową przestrzeń z witryną na ulicy Chrobrego. Emdes istnieje od niedawna i stara się jak może zapełnić deficyt sztuki współczesnej we Wrocławiu.

Obie wystawy warto zobaczyć, wiadomo. Trzeba się śpieszyć, bo niebawem się zakończą.

Pozorny brak ruchu Galerii Pies związany jest z jego wewnętrznymi przeobrażeniami. Już niebawem zobaczymy Psa odmienionego, wyremontowanego z nowa stroną internetową i odświeżonym, młodzieżowym wizerunkiem. Oczywiście, może się to też nie udać i jeśli zobaczycie psa starego, w tak samo wyglądającej jak rok temu norze, z niedziałającą i brzydką stroną internetową będzie to znaczyło, że nie udało się.

Trzymajcie więc moi mili kciuki (myślę, że raczej się uda).

a oto zdjęcia podczas montażu wystawy Łukasza:














oraz z montaży wystawy Marty:

wtorek, 5 października 2010

ranking

Okazało się, że przeoczyłem ranking galerii prywatnych i publicznych, który publikowany był pod koniec lipca w Tygodniku Powszechnym. Nie ma powodu, aby nie wierzyć temu co piszą w tygodniku, tworzą go przecież katolicy.

Galeria Pies znalazła się na miejscu 10-11, ex equo z fundajcją profile, pod galerią Starmach za to ponad galerią Zderzak (co nie stanowi wielkiego zaskoczenia).

Ranking oraz artykuł Agnieszki Sabor i Piotra Kosiewskiego znajdziemy tu: http://tygodnik.onet.pl/1,49930,druk.html

Mój ulubiony ranking to ten z Polityki. Autor Piotr Sarzyński maniakalnie nie zwraca uwagi na otaczającą go rzeczywistość. Obok cyfry oznaczającej miejsce w rankingu, w nawiasie, znajduje się cyfra oznaczające zeszłoroczną lokatę. Wynika z niej, co się wydawało Piotrowi Sarzyńskiemu rok wcześniej. ranking jest tu: http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1501953,1,karuzela-z-galeriami-ranking-wystawowy.read

sobota, 2 października 2010

dziwny początek roku akademickiego

Rubryka "z życia pracowni" znika z bloga (przynajmniej na jakiś czas), stało się tak za sprawą rektora Marcina Berdyszaka, który uznał, że nie powinienem pracować w szkole.
Utrata pracy na Akademii Sztuk Pięknych w symboliczny sposób wiąże się z jej likwidacją. Od dwu miesięcy ASP nazywa się Uniwersytet Artystyczny.

Przez mój rok pracy z Panią Profesor Anną Tyczyńską miałem przyjemność oglądać wiele interesujących prac zrealizowanych przez studentów.

Jedną z moich ulubionych była praca Kingi Małychy, studentki architektury. Praca pokazywana była na wystawie końcoworocznej w naszej pracowni, oto jej zdjęcie i tekst, który na tą okazję napisałem:

Kinga Małycha, bez tytułu, 5 obiektów, gips

































































"Kinga narysowała plan swojego mieszkania. Jest to mieszkanie w bloku z lat 70tych. Z planu wycięła obszar, który zajmowany jest przez meble. Na podstawie tak przygotowanego rzutu powstały gipsowe bryły, odpowiadające poszczególnym pomieszczeniom.

Forma tych prac przywodzi na myśl rzeźby historycznej awangardy, działa artystów, którzy tworzyli w okresie międzywojennym, u zaczątków modernizmu. Są czymś między architektonami Malewicza a rzeźbami Katarzyny Kobro.
Architektura i sztuka w początkach modernizmu były blisko siebie, wypływały z tego samego programu racjonalizacji rzeczywistości. Prace Kingi jest głęboko krytyczna wobec medernistycznej idei.Tworząc "modernistyczne rzeźby" na podstawie rzeczywistej przestrzeni życiowej swojego mieszkanie, dekonstuuje modernistyczny ideał funkcjonalności. Odsłania słabość wizji modernistów w zetknięciu ze skromnymi możliwościami budownictwa mieszkaniowego końcowej fazy modernizmu. Corbusier'owska koncepcja "maszyny do mieszkania" skapitulowała wobec potrzeb i możliwości budowniczych w krajach socjalistycznych.

Sposób ekspozycji również nie pozostaje bez znaczenia. Kubiki, które przygotowane specjalnie pod prace nie są idealne. Spod szarej farby wyraźnie widać gwoździe, którymi zostały zbite. Umowność "monolitycznych", idealnie geometrycznych form wydaje się główną, choć nie zamierzoną przez artystów czy architektów, cechą poźnego modernizmu."



piątek, 10 września 2010

długi powrót do domu.

Powrót z Tarnowa do Krakowa był wyjątkowo długi. Za kierownicą siedziała Martyna Sztaba, bardzo miła dziewczyna, która była szefową dwu bardzo ciekawych instytucji o dość pokracznych nazwach, czyli wydawnictwa Ha-art i (co nastąpiło później) galerii Delikatesy. Szefowanie wydawnictwu i galerii Martyna ma już za sobą, obecnie stoi przed nią nowe wyzwanie, o którym jednak nie mogę jeszcze pisać.

Tak czy owak podróż z Tarnowa do Krakowa odbyła się ze średnią prędkością 20 km/h. Kto Martynę zna, wie, że jest kierowcą (czy też jak mawia sama o sobie kierowczynią) bardzo ostrożną i szczegółowo analizującą każdy mijany znak. Tym razem ostrożność wymknęła się spod kontroli, sprawiło to, że podróż przeciągnęła się do prawie 5 godzin.

Z Tarnowa do Krakowa jest ok 85 km.

Po drodze zatrzymaliśmy się w Brzesku.
Brzesko to 16 000 miasteczko. Można je zobaczyć nie ruszając się z domu na panoramicznych zdjęciach tu.

Większość z nas kojarzy Brzesko z produkowanym tam piwem Okocim. Browar założył w 1845 roku Jan Ewangelista Goetz. Słynna kolekcjonerska rodzina Goetzów jest ponoć spokrewniona z Goetzami z Brzeska, nie mam pojęcia jednak skąd to wiem i czy to w ogóle prawda. Pewne jest, że po brzeskiej odnodze rodu pozostał piękny neobarokowy pałac, który każdy wielbiciel neobaroku powinien zwiedzić.

Nie zatrzymaliśmy się w Brzesku przypadkowo, produkowane są tam bowiem świetne lody, według tradycyjnej receptury itd.
Punkt ich sprzedaży znajduję się obok parku jordanowskiego przy ul. Uczestników Ruchu Oporu i placu Żwirki i Wigury. Buda może nie wygląda zbyt zachęcająco, ale naprawdę warto.






























Martyna goni auto Łukasza Jastrubczaka. Opel Astra rocznik 93, pisaliśmy już o nim tu

Pamiętajmy, że w punkcie z lodami są też całkiem niezłe frytki.

środa, 8 września 2010

Tarnów. 1000 lat nowoczesności. gdzie zjeść.

Prolog wystawy Tarnów. 1000 lat nowoczesności odbył się w miłej, artystycznej atmosferze. Zdjęcia ze spaceru po Mościcach można zobaczyć na stronie magazynu Obieg.

Na stronie magazynu Obieg nie znajdziemy zdjęcia przedstawiającego rzeźbę Wilhelma Sasnala, taką fotografię można zobaczyć na stronie Gazety Wyborczej, pojawia się ono w tekście Doroty Jareckiej na temat tarnowskiego projektu. tu
Tymczasem dni spędzone w Tarnowie pozwoliły mi zrobić krótki przewodnik po punktach gastronomicznch miasta.

Jeśli przyjeżdżamy do Tarnowa pociągiem możemy wstąpić do restauracji "Secesja" mieszczącej się w remontowanym obecnie budynku PKP. Najlepsze lata "Secesja" ma już za sobą, jeszcze kilka lat temu było to jedno z ulubionych miejsc tarnowian. Dania są bardzo duże (w zestawie ziemniaki i frytki na raz). Menu jest bardzo bogate, co niestety nie przekłada się na jakieś nadzwyczajne doznania kulinarne.

Dużo lepiej jest przyjechać do Tarnowa PKSem, gdyż w budynku dworca autobusowego, na pierwszym piętrze, obok fryzjera, znajduje się bardzo miły bar. Serwują tam tradycyjną polską kuchnię. Za 10 złotych zjemy dwudaniowy obiad. Proszę nie lekceważyć tego miejsca, to jedno z najmodniejszych obecnie punktów gastronomicznych tego sympatycznego, małopolskiego miasta.

W centrum miasta, przy ulicy Sowińskiego 4 znajduje się bar Łasuch. Wszystko jest dobre itd.














Dla bardziej wysublimowanych klientów w sam raz jest restauracja Tatrzańska (ul. Krakowska 1). Restauracja Tatrzańska obsługiwała przyjęcie po otwarciu tarnowskiej wystawy . Wszyscy byli zachwyceni cateringiem. Niestety, moje dotychczasowe doświadczenia z pobytu w Tatrzańskiej nie były zbyt dobre. Nie polecam: zupy rybnej i carbonary.

Restauracja Tatrzańska cierpi na klęskę urodzaju jaj przepiórczych i na śniadanie podają jajecznice z jaj tych szlachetnych ptaków, podobnie jest z jajkiem do tatara. Zwykła kura nie ma czego tam szukać.

Na osłodę, bardzo dobre są wyroby cukiernicze oraz budka z goframi.
















Do moich ulubionych miejsc należy Gospoda Rycerska znajdująca się na Starym Rynku (Wekslarska 1). Do ich specjalności należy pizza amerykańska (czyli w zasadzie "polska", na bardzo grubym drożdżowym cieście). Tzw. ćwiartka (czyli spory kwadratowy kawałek) kosztuje 6 zł.


Sytuacja się komplikuje, gdy chcemy coś zjeść na Mościcach. Do wyboru jest restauracja w hotelu Cristal Park (dawniej Chemik), to taki standard, dość drogi jak na Tarnów i bardzo niefajna restauracja Kasyno na ulicy Kwiatkowskiego. W tym samym budynku co restauracja Kasyno znajduje się pizzeria Rotunda, gdzie specjalizują się w serwowaniu bardzo niesmacznej pizzy.

a tak wygląda budynek gdzie znajduje się osławione kasyno i pizzeria rotunda. Autorem tej pięknej fotografii jest Nicolas Grospierre:



















pozdrawiam



poniedziałek, 6 września 2010

Tarnów. 1000 lat nowoczesności. Książka.


Książka "Tarnów. 1000 lat nowoczesności" trafiła do księgarni już 3 tygodnie temu. Piszę o niej dopiero dziś, gdyż wcześniej nie było jednoznacznej okazji.

Książka powstała wspólnym wysiłkiem Ewy Łączyńskiej-Widz i moim (jesteśmy redaktorami). Tematem publikacji, jak wskazuje tytuł, jest Tarnów. Nie jest to klasyczny przewodnik.
Oto jego opis zaczerpnięty z okładki: "Najnowsza historia Tarnowa skupia w sobie wszystkie wady i zalety nowoczesności w jej specyficznym środkowoeuropejskim wariancie.To na obrzeżach Tarnowa powstały mościce, jeden z flagowych projektów niepodległej , modernizującej sę Polski dwudziestolecia międzywojennego., obecnie jedna z dzielnic miasta. To na przykładzie Tarnowa można obserwować, jak modernizm zamienił się we własną karykaturę, ustępując miejsca budownictwu doby realnego socjalizmu. Dzisiaj Tarnów to nie tylko pomnik dawnej mocy państwowej, ale również typowe dla naszego regionu cmentarzysko idei, także architektonicznych. Ale w Tarnowie znajdziemy również perły modernizmu peryferii - skarby najnowszej polskiej architektury, które ciągle nie mogą doczekać się należytego uznania. W ujęciu redaktorów tomu Tarnów to metafora nowoczesności, której krańce wyznacza totalne założenie Mościc i totalitarna rzeczywistość."

Książka wygląda tak:

















Została wydana w wydawnictwie 40000 malarzy Kuby Banasiaka (znanego młodego krytyka sztuki, niebawem galerzysty a dawniej malarza, współtwórcy nurtu malarskiego zwanego fragmentaryzmem).
















Na tej fotografii wyraźnie widać, że jest jest to najgrubsza z dotychczas wydanych przez to wydawnictwo pozycji. Ma co prawda tyle samo stron co antologia tekstów Rastra (512), ale daliśmy dużo lepszy (grubszy) papier, dzięki czemu zdjęcia zamieszczone wewnątrz prezentują się pięknie.

W książce znajdziemy (zgodnie z kolejnością spisu treści): przemówienie Eugeniusza Kwiatkowskiego wygłoszone z okazji otwarcia zakładów Azotowych w Mościcach w 1929 roku, modernistyczny Tarnów i Mościce w fotograficznym ujęciu Nicolasa Grospierra, zestaw kilkudziesięciu archiwalnych zdjęć pokazujących życie codzienne w przedwojennych Mościcach, tekst Barbary Bułdys o Mościcach, tekst Sebastiana Cichockiego o obrazach Wilhelma Sasnala o tematyce mościckiej.
Rozmowy z: Wilhelmem Sasnalem, Grzegorzem Piątkiem, Otto Schierem, Stanisławem Książkiem.
Dalej cykl 100 fotografii Jana Smagi przedstawiających wnętrze oszałamiającej późnomodernistycznej willi doktora Stanisława Książka.
Jest zbiór tekstów o Janie Głuszaku DAGARAMIE (któremu jest ta książka dedykowana). Dagarama to tarnowski architekt futurolog, tworzący głównie w latach 60. i 70tych. Postać fascynująca i tragiczna. Autorzy tekstów: Emilia Kiecko, Jerzy Hryniewiecki, Zbigniew Warpechowski (który był kolegą Głuszaka z akademika) i Stanisław Potępa.
Książkę wieńczy opowiadanie Jacka Dukaja, jednego z najważniejszych pisarzy literatury fantastycznej, a przy okazji mieszkańca Tarnowa. "Córka Łupieżcy", bo taki jest jego tytuł, to historia podróży przez dziwne miasto, które nieoczekiwanie pojawia się w okolicach Krakowa.

Książka kosztuje 39,99 zł, ale widziałem, że można ją kupić za 35 zł.

Zapraszam do czytania i pozdrawiam.