Minęło już parę dni od naszego powrotu. Nie było najgorzej, wszystkie trzy obrazy Marty Tomasik zmieniły właścicieli, mimo tego musiały wrócić do kraju ze względu na nadchodzący dyplom artystki (na wydziale Malarstwa poznańskiej Akademii). Po dyplomie zostaną odesłane poza granice naszego kraju. Drogę powrotną odbyły tym samym Mercedesem Vito, którym przybyły, wraz z pracami prof. I. Gustowskiej oraz prof. J. Berdyszaka, które to pokazywała galeria Piekary.
Targi były mniejsze niż rok temu, spora część austriackich galerii poobrażała się na organizatorów. Nie wnikałem dokładnie w przyczyny owego obrażenia, ale z grubsza chodzi o prowincjonalny wymiar Viennafair. Brak kilku ważnych galerii z Wiednia był widoczny. Z drugiej strony nie było (prawie nie było) galerii wyjątkowo beznadziejnych i nierokujących na nic.
Napotkaliśmy miłych galerzystów, naszych kolegów z Wilna z galerii Tulips&Roses (która to galeria już w czercu będzie pokazywać swoich artystów w naszej poznańskiej galerii) oraz bardzo miłą galerią z Rumunii o wdzięcznej nazwie Sabot. Z tą drugą galerią szukuje się pokaz w czerwcu, poza granicami naszego kraju, choć nic nigdy nie jest pewne.
W trakcie targów przeziębiłem się i nie uczestniczyłem w życiu towarzyskim. Ominęło mnie przyjęcie w Kunsthalle, na którym były wszystkie koleżanki i wszyscy koledzy. Z pewnego źródła wiem, że Michał Suchora (pracujący w galerii Lokal 30 z Warszawy) tańczył na tym przyjęciu na dwóch stołkach barowych ustawionych jeden na drugim. Choć jak teraz to pisze, to myślę, że to jednak niemożliwe.