Zwykle relacje z wystaw studenckich na moim blogu są pełne wysublimowanej ironii i sarkazmu. Na takich wystawach zawsze jest dużo śmiesznych rzeczy, ale tak naprawdę chodzę na nie w nadziei, że zobaczę wspaniałe prace kogoś kogo nie znam, co być może mogłoby się w coś dalej przerodzić.
Za wesołością kryje się więc nadzieja a za nadzieją, jeszcze głębień, potworna złość na to, że tych studentów, często koleżanki i kolegów, ktoś leniwy uczy źle. Złość jest tym silniejsza, że sam przez 7 lat studiowałem na akademii i jedynym sposobem na obronę przed wszechogarniającą niemocą intelektualną była emigracja wewnętrzna. Oczywiście, były jaśniejsze momenty, ale należy pamiętać, żeby te plusy nie przysłoniły nam minusów. Relacja z tegorocznych dyplomów będzie jak zwykle wesoła, ale tak naprawdę, w głębi serca, czuje smutek, że to jest tak jak jest. Sytuacja jest wyjątkowa, bo naprawdę nie było na tej wystawie nic interesującego i to nic rozrasta się i promieniuje na moje poczucie zadowolenia ze świata.
![]() |
hala wystawowa |
W tym boksie z przewieszoną przez otwór wejściowy szmatą swoje filmy dyplomowe prezentowali studenci animacji.
A tu moje ulubione prace z tegorocznej wystawy. Powyginane postacie bez głów (a jakże!) z szczudłami które przeszywają łydki. Nic miłego.
najlepiej wyglądało z przodu.
A tu dyplom chyba o tym, jak konsumpcja (kod kreskowy) krępuje człowieka (ta rozebrana dziewczyna).
tu widać lepiej.
Motyw ciążowy (wiadomo, wydział rzeźby) i włóczkowa mama...
i włóczkowe dziecko.
trochę jak z horroru, choć z bliska wygląda raczej poczciwie.
i jeszcze kilka innych