środa, 7 marca 2012

znowu wycieczka

Jakiś czas temu miałem okazję być współkuratorem (wraz z Ewą Łączyńską Widz - dyrektorem BWA Tarnów) wystawy Jana Głuszaka Dagaramy "Z Trudu Słońca". Wystawa ta, zamykała niemal dwuletni projekt Tarnów. 1000 lat nowoczesności (niebawem dostępny będzie katalog obszernie opisujący wszystko, co zdarzyło się w ramach naszego projektu oraz książka Tarnów. 1000 years of modernity dla tych którzy wolą czytać po angielsku).
Oto zdjęcie z wystawy w autorstwa Mateusza Sadowskiego.


Wystawa odbyła się w Instytucie Awangardy, którym to instytutem opiekuję się Fundacja Galerii Foksal.  Montaż ekspozycji trwał prawie tydzień, choć wcale nie musiał trwać tak długo, ale była to znakomita okazja, aby poobcować z przemiłą załogą tej instytucji. Wszyscy byli bardzo zaangażowani i staranni, do tego, szczególnie pracujące tam dziewczyny, bardzo dla mnie mili.

Wystawa się skończyła, a ja, jako współkurator, zdeklarowałem się, że zwrócę pracę w miejsce z którego były wypożyczone, czyli (w przeważającej część) do Muzeum Architektury we Wrocławiu.

Jako, że w dalszym ciągu nie posiadam samochodu, ani prawa jazdy żadnej kategorii, poprosiłem dr Mikołaja Iwańskiego o przysługę. Mikołaj jak zwykle się zgodził, choć, wcześniej jeździł ze mną jako magister.  Teraz jako świeżo upieczony doktor ekonomii jeździ lepiej, wlaliśmy też lepszą ropę (co w konsekwencji okazało się dużym błędem, ale o tym później).

Podróż zaczęła się w Poznaniu. Kto zna Poznań, ten wie, jak miło jest wyjechać z tego miasta o tej porze roku.

Postanowiliśmy przyjąć wycieczkowe tempo, w drodze do Warszawy odwiedziliśmy Konin, który jest wyjątkowo piękny wiosną. W Koninie mieszka Monika Marciniak, asystentka galerii. Odwiedziliśmy ją w domu rodzinnym a potem zjedliśmy obiad w Sfinksie - jedynej restauracji w Koninie. Później pojechaliśmy do Łodzi.

W Łodzi mieszka Martyna Sztaba. Martyna prowadziła kiedyś wydawnictwo Ha!art, a później galerię Delikatesy w Krakowie. Porzuciła jednak Kraków na rzecz wyjątkowo pięknej wiosną Łodzi. Pracuję tam w Muzeum Sztuki i studiuje coś na filmówce. Bardzo jest zadowolona, ponoć ma nawet stypendium naukowe.

Bardzo tęsknie za Martyną, tak rzadko się widujemy, że postanowiłem zrobić sobie z nią zdjęcie.
oto ono:
Martyna i sympatyczna pyza w czapce.
 W Łodzi znaleźliśmy bardzo interesującą rzeźbę miejską "Drzewo Solidarności". Autorem tejże jest Jacek Ojrzanowski. Rzeźba cieszy się szczególna popularnością w kręgu złomiarzy, choć ci nie potrafili jej jeszcze skonsumować.



Po wyjeździe z Łodzi spotkaliśmy inny przykład kontrowersyjnej ingerencji w przestrzeń publiczną. Przydrożny krzyż, w którego ramiona w fantazyjny sposób wkomponowane są trzy święcące kule. Krzyż podłączony jest do prądu bezpośrednio ze słupa. Zastanawiam się czy krzyż podłączony jest na lewo, czy ma swój odlicznik, a może jest oficjalnie lampą uliczną.


na tym zdjęciu wyraźnie widać skąd idzie kabel.

W Warszawie odebraliśmy prace z Fundacji. Zobaczyłem też wystawę Juliana Jakuba Ziółkowskiego, która aż tak bardzo mi się nie podobała. Z dalszej części wycieczki nie mam żadnych zdjęć, więc będę to wszystko opisywał w jak najżywszy sposób.

Spaliśmy u Marii Kozłowskiej, która już nie pierwszy raz przygarnia mnie do siebie podczas moich podróży do pięknej wczesną wiosną stolicy. Maria jest moją koleżanką z okresu nastoletniego, mimo tego, że chodziła do innego liceum w Zielonej Górze i jest dwa lata młodsza, przyjaźniliśmy się. Mieszka w bardzo ładnym domu, w tym samym, w którym kiedyś mieszkała słynna polska pisarka Dorota Masłowska. Naprawilem jej dolnopłuk (Marii nie Dorocie Masłowskiej), bo cały czas leciała woda.

Spotkaliśmy się też z Pauliną Wrocławską, która prowadzi bardzo interesujące czasopismo dwutygodnik.com  Paulina jest bardzo miła, super bystra i do tego ładna, więc jak spotykam ją gdzieś w Warszawie to bardzo się cieszę. Poszliśmy do bardzo popularnego w Warszawie lokalu Plan B. Później Paulina zaprosiła nas do domu na kolację. Ponoć teraz w Warszawie je się już tylko dobre rzeczy z drogich sklepów. Zjedliśmy pasztet, szynkę, kiełbasę i serek (ewidentnie z drogiego sklepu).

Po 4 godzinach snu, o 5:20 rano, wyjechaliśmy do Wrocławia. O 7.00 zjedliśmy śniadanie w góralskiej knajpie przydrożnej. Mikołaj zjadł cepeliny (obrzydliwe kluski z mięsem w środku) a ja zjadłem jajecznice na boczku z 4 jajek. Wszystko było obrzydliwe i z pewnością nie pochodziło z drogiego sklepu ze stolicy.

o 14.10 byliśmy pod Muzeum Architektury. Oddaliśmy prace (po oględzinach pani, która opiekuję się zbiorami) i poszliśmy oglądać ekspozycję (udało się wejść bez biletów).

o 19.20 byliśmy w Poznaniu. Mikołaj zaprosił mnie jeszcze na obiad. Podróż w Warszawie niewiele nas nauczyła, poszliśmy na zakupy do biedronki (w której okazało się, że nie mam gotówki, a kartą nie można płacić). Mikołaj kupił schab oraz 5 kilogramowy worek frytek. Mikołaj odżywia się niezdrowo, dużo gorzej niż ja i o wiele gorzej niż Paulina Wrocławska. Codziennie je frytki, używa dużo tłuszczów nasyconych, w jego diecie brakuje warzyw i owoców. Mówię mu: "Mikołaj, musisz zmienić nawyki żywieniowe", ale on nic.

Z drugiej strony, nagła zmiana diety, wcale nie musi wyjść na dobre. Tak jak pisałem, wlaliśmy do Mercedesa Mikołaja lepszą ropę. Mercedes rzeczywiście jechał lepiej, rozpędził się nawet do 90tki, niestety, parę dni po powrocie okazało się, że sie popsuł. Lepsza ropa ma w sobie środek, który czyści bak oraz te wszystkie rury. Rozrzedziła zalegającą na dnie zbiornika gęstą zawiesinę, która to zapchała wylot paliwa. Teraz Mercedes Mikołaja ma nowy bak, stary poszedł w rozliczeniu.

1 komentarz:

  1. Super :) Zapraszam też na wybuchy twórcze Stelli i Alexy: www.pisarstwo-w-pigulce.blogspot.com


    ZAPRASZAM!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń