oto nasz list:
Teraz k... ktoś inny!
Gdy otwieraliśmy nasze galerie "Pies" i "Stereo" Poznań był miastem o wyjątkowej specyfice. Nosił nie tylko wszelkie typowe cechy polskiego miasta średniej wielkości z kompleksem wobec stolicy. Cechowało go charakterystyczne rozdwojenie tożsamości - z jednej strony był miastem niechętnym kulturze, zdefiniowanym przez mieszczańskie wartości, z drugiej - był prawdziwą wylęgarnią talentów artystycznych.
Miejscem, które ucieleśniało tę sprzeczność, była, stojąca w jego geograficznym centrum, Galeria Miejska Arsenał z dyrektorem Wojciechem Makowieckim. Wielu artystów z najważniejszego od lat pokolenia poznańskich twórców debiutowało właśnie tam. Działo się to jednak nieco obok dyrekcji, której właściwie było wszystko jedno.
Makowiecki może nie tyle otwierał przed „nowym” drzwi prowadzonej przez siebie instytucji, co tolerował dopływ świeżego powietrza, nawet jeśli dochodziło ono przez nieszczelne okno. Było jednak jasne, że potencjał galerii jest większy, że może i powinna mieć mocniejszy program i pozycję.
Wiadomość o tym, że Makowiecki odchodzi na emeryturę, przyjęliśmy zgodnie z radością, bo pojawiła się perspektywa nowego otwarcia w instytucji. Trudno było przewidzieć, że zmiana nie przyniesie poprawy. W oburzających okolicznościach fotel dyrektorski przejął, forsowany przez ówczesne władze miasta, Piotr Bernatowicz, krytyk sztuki i pracownik Instytutu Historii Sztuki UAM (dziś już zresztą były pracownik IHS).
Nie można Bernatowiczowi odmówić pewnego uroku i inteligencji, za którą jednak kryją się dość skromne kompetencje z zakresu sztuki współczesnej. W krótkim czasie odeszły z pracy w tej instytucji kolejne osoby, które przewyższały swojego nowego dyrektora wiedzą i rozsądkiem.
W 2014 roku w wyborach na prezydenta miasta nieposkromiony wcześniej Ryszard Grobelny uległ wspieranemu z całą mocą przez ludzi kultury społecznikowi Jackowi Jaśkowiakowi. To wsparcie, które obecny prezydent otrzymał, chcielibyśmy przypomnieć jako zobowiązanie.
Jacek Jaśkowiak daje się poznać jako prezydent o niezależnych poglądach, człowiek otwarty, lecz zdecydowany, świadomy tego, co się „dzieje w mieście” i na świecie.
Tymczasem rysuje się smutna perspektywa kolejnych trzech zmarnowanych lat w galerii miejskiej.
Tymczasem rysuje się smutna perspektywa kolejnych trzech zmarnowanych lat w galerii miejskiej.
Dotychczasowa działalność Bernatowicza pozycjonuje główną poznańską galerię na marginesie polskiego pola sztuki. Wystawy w Arsenale nie pojawiają się ani w mediach branżowych, ani w tych niebranżowych, a występy w Telewizji Republika przysporzyły dyrektorowi przydomek „Macierewicz świata sztuki”, z czego zresztą sam Bernatowicz jest zadowolony.
Dyrektor galerii tłumaczy niskie zainteresowanie działalnością galerii spiskiem środowiska, zorganizował nawet na ten temat panele dyskusyjne. Jedyną z nielicznych wystaw, która przebiła się do szerszej świadomości, były „Strategie buntu” i to głównie za sprawą pokazywanego tam plakatu z hasłem „Jesteś homo – OK, ale nie spedalaj nieletnich”. Dodajmy, że przebiła się w atmosferze nawet nie skandalu, tylko ogólnego zażenowania.
Główny problem jednak leży w tym, że inne wystawy realizowane za kadencji Bernatowicza to nieciekawe pokazy przypadkowych, często półprofesjonalnych artystów bądź nigdzie niewystawianych pracowników UAP. Polskie środowisko sztuki się profesjonalizuje, nie tylko w Warszawie powstają nowe muzea i nowe galerie prywatne i publiczne. W stare instytucje często wchodzi nowy duch, polscy artyści robią międzynarodowe kariery. Dlaczego na tym tle najważniejsza poznańska galeria musi się jawić jako prowincjonalne kuriozum? Nie sposób tego zrozumieć.
Wśród kontrkandydatów Bernatowicza znajdują się ludzie, którzy bez trudu dźwigną pozycję Arsenału na odpowiedni poziom, a Poznań odzyska ważną w Polsce instytucję. Dziś wszystko w rękach PrezydentaPoznania – apelujemy, by podjął odpowiedzialną decyzję.